Człowiek
ubrany w czarny płaszcz usiadł na kamieniu i zaczął coś mówić. Gdy przysłuchało
się można było usłyszeć dziwne pytania wypowiadane jak mantrę.
- Po co
żyłem?
- Jaki był w
tym sens?
- Czy
urodziłem się tylko po to aby zadawać ból?
- Czy może
po to abym to ja cierpiał?
- Czy można
być dobrym a jednocześnie złym?
Z nikąd podbiegła do niego rudowłosa kobieta.
- Braciszku
w końcu jesteś przy mnie- krzyknęła i przytuliła mężczyznę.
Oniemiały
czarnowłosy delikatnie położył dłoń na plecach zielonookiej choć było widać po
jego nieporadnych ruchach że dawno tego nie robił.
- Choć Ann
umierała z tęsknoty- powiedziała wstając i ciągnąc go za rękę.
Mężczyzna
skrzywił się i delikatnie wysunął dłoń z uścisku kobiety.
- Lily to
nie miejsce dla mnie, błagam nie karz mnie bardziej- powiedział szeptem i
odszedł w nicość.
Koment późno. Przepraszam. Właśnie napisałam dla ciebie dedykację u mnie :* Prolog zaciekawia, ale chcę wiedzieć więcej. Napisz rozdział 1 jak najszybciej, żebym nie musiała dłużej czekać :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cię i jak coś to może mnie powiadomisz o rozdziałam na gg z mojego bloga ? Numer jest w opisie.