piątek, 3 maja 2013

Rozdział 3


Na początek przepraszam, ale mam dobre wytłumaczenie. Po pierwsze i najważniejsze padł mi komputer więc Mloda (którą ubóstwiam) naprawiała mi dwa razy komputer ( przy tym drugim razie była nieźle zdenerwowana). Po drugie i ostatnie miałam egzaminy gimnazjalne które pokazały mi jak niewielką wiedzą dysponuje. 

Dedykacje:
- Agathee97- Dzięki że jesteś ze mną od początku i kiedy napiszesz nn u siebie?
- Wampirzyca Magda- wiem kto ci doniósł ale że ten ktoś naprawił mi komputer nie dostanie wkopów.
A co do bicia mnie to szkoda łopaty ;D
I wszystkim którzy tu zaglądają, ale biedni są tak zapracowani że nie mogą zostwić komentarza.


Ocknąłem się. Porażający ból przeszył moje ciało przez co wrzasnąłem nieprzygotowany na taką dawkę cierpienia. Po kilku sekundach, może minutach pozwoliłem sobie na otwarcie oczu, które przyniosły mi jeszcze więcej męki gdyż przez zakurzone okno wpadało oślepiające światło. Gdy moje oczy w końcu przyzwyczaiły się do światła i przestały piec mogłem rozejrzeć się po pomieszczeniu. Pierwsze co ujrzałem były sznury oplatające moje ciało, ale nie to było najgorsze na owych linach znajdowała się krew i mogłem się założyć się o cały majątek Blacków że była moja. Dokonując dalszych oględzin spostrzegłem że znajduję się w jakieś nieużywanej sali Hogwartu i że moja różdżka leży na jedynym stołku który stał w tej dziurze. Poruszyłem dłonią co natychmiast spotęgowało ból który odczuwałem i poczułem się jakbym znów dostał Cruciatusem. Przymknąłem oczy oraz zacisnąłem zęby starając się nie wrzeszczeć tym razem. Następna próba i kolejna oraz wiele, wiele późniejszych nie przybliżyła mnie zbytnio ani do różdżki , ani do ucieczki. Zaprzestając prób oszczędziłem sobie bólu oraz ilości wypływającej ze mnie krwi przy każdym ruchu. Gdy zacząłem rozmyślać o moim bezsensownym życiu wpadłem na genialny pomysł. Zacząłem rozmyślać o wszystkich samotnych chwilach na Grimmauld Place 12, a następnie zacząłem przeobrażać się w zwierze. Na szczęście przemieniłem się w kruka i uważając na każdy powodujący ból krok wygrzebałem się z lin. Nie mogąc latać, powoli skierowałem się w stronę stołu. Przy meblu przemieniłem się znów w mą ludzką postać, ale po chwili leżałem na ziemi krzycząc przekleństwa na przerażający ból który płynął od nóg a ranił resztę ciała. Po następnym okresie czasu udało mi podnieś do pozycji siedzącej i drżącymi rękoma wziąłem swoja różdżkę oraz  kawałek pergaminu który leżał pod magicznym patykiem. Starając sobie przypomnieć jakiekolwiek zaklęcie uleczające skierowałem koniec różdżki na najgroźniejszą ranę przy prawej ręce. Po kilku minutach myślenia zorientowałem się że żadnego nie pamiętam i dając sobie z tym spokój otworzyłem kartkę już zamokniętą od krwi.

Jeszcze raz cię z nią zobaczę to pożałujesz

Moje procesy myślowe pracowały na najwyższych obrotach i tym razem skojarzyłem sobie sprawę z Annabell Bein. Na myśl o braku spotkania z nią poczułem skurcz w sercu.
- Hmm… dziwne- mruknąłem cicho i ponownie skupiłem się na wydostaniu z klasy.
Mając przed oczami uśmiechniętą dziewczynę, niezważająca na okropny ból zacząłem czołgać się do drzwi. Kiedy wreszcie tam dotarłem z pewnymi trudnościami otworzyłem drzwi używając bombardy co narobiło wiele huku, ale nie przejmując się tym powoli wyszedłem z klasy. Nie mając ani najmniejszej chęci ani siły usiadłem przy najbliższej ścianie. Po woli całe moje ciało stawało się nie wiarygodnie lekkie i już miałem odpłynąć gdy moją chwile błogości przerwał krzyk wybudzając mnie z macek spokoju a wpychając w szpony bólu i cierpienia.
- Chris obudź się- krzyczała jakaś dziewczyna lecz zbyt zmęczony nawet nie uchyliłem oczu aby sprawdzić kto to.
- Pani profesor szybko- wrzeszczał ktoś kolejny.
Spostrzegłem że dziewczyna się oddaliła a przy mnie uklękła następna osoba
- Panie Black proszę się nie zgrywać i obudzić- powiedziała sucho profesor McGonagall, ale nie słysząc odzewu z mojej strony machnęła różdżką wypowiadając cicho zaklęcie a ja znalazłem się na prowizorycznych noszach. Gdy unosiłem się już w powietrzu łaskawy Morfeusz przybył ukoić mój ból, ostatnie co usłyszałem był pisk i szloch jakieś dziewczyny, znany szloch.

Perspektywa Syriusza
- Musimy zacząć znów ćwiczyć tą animagię – mruknąłem do Jamesa, który właśnie szukał czegoś w kufrze.
-Yhmm…- mruknął w odpowiedzi nadal mnie nie słuchając.
Podniosłem poduszkę i idealnie trafiłem w czubek jego głowy.
- Łapa do cholery czego chcesz?- warknął wkurzony
- Żebyś mnie posłuchał łosiu
- Niby ja jestem łosiem kundlu
- I znowu się zaczyna choć Peter- burknął Remus i razem z Glizdogonem wyszedł z dormitorium.
- A jakie znasz inne zwierze z rogami?
- Hmm… wiem jeleń
- Na jelenia jesteś zbyt głupi
- Mądrzejszy  od ciebie kundlu- warknął a ja już miałem się odgryźć, ale do naszego pokoju wpadła Lilly Evans
- Jak mogliście- krzyknęła i uderzyła mnie w twarz po czym wyszła trzaskając drzwiami.
- Za co dostałeś?- spytał mnie rogacz
- Żebym to ja widział- mruknąłem .
W pomieszczeni zapadła niezręczna cisza, ale na szczęście do dormitorium wszedł Peter z górą jedzenia oraz wściekły Lunatyk.
- Co wy mu zrobiliście?- wrzasnął i zmierzył nas tym swoim wzrokiem
- Ale komu?- spytałem bo przecież jak polaliśmy Snapa wodą to był razem z nami
- Nie udawaj głupiego Syriusz, Chris leży w szpitalu i niewiadomo kiedy i czy w ogóle się obudzi
- Mojego starszego braciszka ktoś pobił i nie wytrzymał emocjonalnie?- powiedziałem opiekuńczym głosem po czym roześmiałem się głośno razem z Jamesem oraz Peterem.
- Jakby ktoś go pobił to by tam nie leżał
- Więc co takiego strasznego mu się stało?- mruknął okularnik prawie wybuchając śmiechem
- Najpierw ktoś go ogłuszył a następnie pobawił się w rzucanie zaklęć  z dziedziny czarnej magii
- To jak mogłeś nas podejrzewać o coś takiego? Przecież my nie znamy choćby jednego takiego zaklęcia- warknąłem i wyszedłem z pokoju trzaskając drzwiami jak uprzednio ruda. Zły nie wiedziałem gdzie idę i nawet nie zwracałem na to uwagi, w mojej głowie było tylko aby znaleźć się najdalej od Remusa. Nawet nie wiem kiedy znalazłem się przed drzwiami skrzydła szpitalnego. Cicho wszedłem i ruszyłem do łóżka zapłonionego parawanem. Przy moim bracie siedziała Evans, Snape, Bein,Black, Storm, Word oraz rodzeństwo Clark. Christopher był jaśniejszy od pościeli oraz bandaży założonych na każdą wystającą kończynę i ledwo widocznie przemakających od krwi.
- Cholera- mruknąłem, ale to wystarczyło aby wszyscy obecni przy chorym mnie zobaczyli. Widziałem jak troska i bezradność w ich oczach zmienia się w furie patrząc na mnie.
- Czego chciałeś Black?- warknął szeptem Nathan Word, który był pałkarzem w drużynie quiddicha.
- Pomyślmy… zobaczyć co z moim bratem- powiedziałem również zdenerwowany, ale zaraz zorientowałem się że może przyjść pani Pomfrey i rzuciłem na pomieszczenie wyciszające.
- Od kiedy ty tak się nim interesujesz?- spytała Eleanora razem ze swym bratem Lucasem.
 - Lepiej z tond zmykaj Black bo Rose cię zabije- szepnął Snape przechodząc koło mnie i stając obok Lilly. Szybko zerknąłem na Storm która zaczęła wyjmować różdżkę.
- Jeszcze coś zrobisz waszemu prefekcjowi i już się nie obudzi- mruknąłem i uśmiechnąłem się po huncwocku, a ślizgonka posłała mi złe spojrzenie. Patrząc na nią nie widziałem zbliżających się Nathana oraz Lucasa, którzy złapali mnie za ramie i mimo moich prób wyrwania się wyprowadzili mnie z skrzydła szpitalnego i zamknęli drzwi.
- Jeśli tak bardzo ci zależy na swoim Chrisie to przeprowadź małe śledztwo i dowiedz się kto za tym stoi- mruknął krukon  patrząc na mnie podejrzliwie
- Niby jak mam to zrobić co?- spytałem
- Podobno Huncwoci potrafią wszystko?- przypomniał mi ślizgon i razem z Clarkiem wrócili do pomieszczenia.
Zakląłem znów cicho i ruszyłem do dormitorium, aby po prość resztę huncwotów o pomoc.

***

Czułem tępy ból  pulsujący od każdej choćby najmniejszej cząstki mojego ciała. Westchnąłem i otworzyłem oczy. W miejscu w którym się znalazłem było jednym słowem biało.
- Jestem w pierdolonym niebie?- mruknąłem nadal patrząc w to samo miejsce.
- Chciałbyś- powiedział znany mi głos więc nie zważając na ból podniosłem się do pozycji siedzącej i zobaczyłem Lucka który przeglądał jakąś książkę i jadł czekoladę.
- Czyli jesteśmy w piekle? Ty to do nieba na pewno byś nie trafił- szepnąłem ale i tak mój towarzysz usłyszał.
- W piekle podobno ciekawsze towarzystwo i patrz ja tu jestem- powiedział wesoło wskazując na siebie.
- Dobra nie zgrywaj takiego super człowieka bo jeszcze uwierzę że się zmieniłeś gdy ja tu leżałem, a właściwie ile spałem?
- Tylko 3 tygodnie a już myśleliśmy że będziemy mieć spokój
- Dziewczyny by wam się załamały gdyby takiego przystojniaka zabrakło-powiedziałem uśmiechając się.
- I nie tylko twój braciszek z Gryffindoru też by beczał, był tu
- Nie żartuj naprawdę się załamał?- spytałem poważnie
- No i nawet przysiągł zemstę na tym kto ci to zrobił, ale na razie nie wiemy kto to był więc może nam powiesz?
- Sam chciałbym wiedzieć i na pewno niedługo się dowiem- mruknąłem po czym dodałem- kiedy jest wyjście do Hogsmeade?
- Wątpię aby cie wypuścili, ale jest za tydzień
Czyli jeszcze dwa dni do pełni zanotowałem sobie w głowie
- A radzę ci uważać na dziewczyny bo jak zauważą że żyjesz to cię zabiją
- Za co?
- Podobno za to iż się o ciebie martwiły, ale kto zrozumie kobiety?- powiedział unosząc oczy do góry
- Hmm… Mam Nathan dawał radę- krzyknąłem uradowany, ale później ze strachem spojrzałem na drzwi od gabinetu pani Pomfrey, które na szczęście się nie otworzyły.
- Dawał dobrze że użyłeś tego słowa w czasie przeszłym bo od czasu twojego wypadku wszyscy zachowują się jakoś dziwnie?
- To znaczy?
- Lilly z Rose się pogodziły a to jest już w samym sobie dziwne, Ann nie rozmawia ze swoim starszym bratem a kiedyś nie można było ich od siebie oderwać, moja siostra przestała jeść czekoladę co również jest nienormalne, Lupin ani razu nie był w bibliotece, Regulus zaczął się uczyć eliksirów o co prosiłeś go przez trzy lata, Snape też przestał czytać i jedynie co robi to gapi się na ogień w pokoju wspólnym ślizgonów, no a Nathan przestał rozumieć kobiety jakby sobie wszyscy jakąś karę za ciebie wybrali czy coś?
- A ty?
- Ja jem zapasy, a raczej zjadłem zapasy czekolady mojej siostry.
- I się nie podzieliłeś- szepnąłem udając złość
- Jak chcesz to masz kawałek, ale reszta moja w końcu to mojej siostry- mruknął podając mi kawałek czekoladowego nieba który niemal od razu znalazł się w moim żołądku.
- Tylko nic nie mów pigule bo się wścieknie, a następnym razem przyniosę ci więcej czegoś co można nazwać jedzeniem
- To ile ona ma zamiar mnie tu trzymać?
-Najpewniej długo, jeszcze wszystkie twoje rany się nie zagoiły a władować w ciebie więcej eliksirów i zaklęć nie może
- I co ja mam tu niby robić?
- Nudzić się?
- Dzięki za propozycje ale nie. Lucas wiesz jak ja cie bardzo lubię drogi przyjacielu?
- Czego chcesz?
- Widzisz jaki ty domyślny, przynieś mi jakieś ubrania powiedz Nathanowi że to pilne i ma mi przynieś bo jak Pomfey mnie zanudzi na śmierć to będę go straszył do końca jego ,marnego żywota jako duch.
- Dobra jeszcze dzisiaj ci podrzuci a ja muszę lecieć na kolacje cześć
- Niemów dziewczynom że się obudziłem
- Jasne- mruknął i zniknął za drzwiami
Znów się położyłem i zacząłem rozmyślać jak mam zaprosić pewną damę na przyjacielskie wyjście do Hogsmeade, przyjacielskie tak sobie wmawiałem.
Leżałem jeszcze kilka godzin, a gdy pielęgniarka wyszła zobaczyć w jakim jestem stanie udałem że śpię by po chwili znów otworzyć oczy. Gdy było już ciemno za oknem drzwi się uchyliły i do wnętrza wszedł Nathan
- Widzę że Lucas nie kłamał i naprawdę się obudziłeś ty nasza śpiąca królewno.
- Nie gadaj dawaj ubrania- mruknąłem patrząc na drzwi pielęgniarki
Gdy dostałem w swoje dłonie moje ubrania szybko się w nie przebrałem nawet nie zwracając uwagi na ból który dawał o sobie znać przy każdym ruchu i razem z moim nowym towarzyszem skierowałem się do lochów.
- Rose śpi czy została powiadomiona i czeka na to aby mnie ukatrupić?
- Śpi, do jutra pożyjesz, a i masz od naszego drogiego krukona- powiedział spokojnie podając mi czekoladę, która po chwili została zjedzona.
Przechodząc przez obraz poczułem że wszystko wraca na swoje miejsce, kierując się dalej stanąłem na środku pokoju wspólnego ślizgonów w którym nikogo nie było i z radością wpatrywałem się zielone światło wpadające przez okno po którego drugiej stronie była woda, z pewnością mi tego brakowało.
- Już się napatrzyłeś? To teraz spać- powiedział pałkarz i udał się do swojego dormitorium. Jeszcze raz spojrzałem na szaro-zielone ściany i również skierowałem się do dormitorium gdzie od razu usnąłem nie zwracając najmniejszej uwagi czy Sev śpi czy nie.

1 komentarz:

  1. Dlaczego nie zostałam poinformowana o NN ? :(
    Nie miałam jak patrzeć i dopiero dzisiaj zobaczyłam . Dziękuję za dedykację :* Rozdział bardzo mi się podoba jak od samego początku całe opowiadanie. Ciekawi mnie, kto ma żal do Chrisa za Annabell. Niech zdycha w piekle !!!
    Czekam na kolejny rozdział i zapraszam do mnie na love-is-not-a-color.blogspot.com na rozdział 18. Po takim czasie ...
    Pozdrawiam, Agathee97

    OdpowiedzUsuń