Na początek przepraszam, ale mam
dobre wytłumaczenie. Po pierwsze i najważniejsze padł mi komputer więc Mloda
(którą ubóstwiam) naprawiała mi dwa razy komputer ( przy tym drugim razie była
nieźle zdenerwowana). Po drugie i ostatnie miałam egzaminy gimnazjalne które
pokazały mi jak niewielką wiedzą dysponuje.
Dedykacje:
- Agathee97- Dzięki że jesteś ze mną od początku i kiedy napiszesz nn u siebie?
- Wampirzyca Magda- wiem kto ci doniósł ale że
ten ktoś naprawił mi komputer nie dostanie wkopów.
A co do bicia mnie to szkoda łopaty ;D
A co do bicia mnie to szkoda łopaty ;D
I wszystkim którzy tu zaglądają, ale biedni są tak zapracowani że nie mogą zostwić komentarza.
Ocknąłem
się. Porażający ból przeszył moje ciało przez co wrzasnąłem nieprzygotowany na
taką dawkę cierpienia. Po kilku sekundach, może minutach pozwoliłem sobie na
otwarcie oczu, które przyniosły mi jeszcze więcej męki gdyż przez zakurzone
okno wpadało oślepiające światło. Gdy moje oczy w końcu przyzwyczaiły się do
światła i przestały piec mogłem rozejrzeć się po pomieszczeniu. Pierwsze co
ujrzałem były sznury oplatające moje ciało, ale nie to było najgorsze na owych
linach znajdowała się krew i mogłem się założyć się o cały majątek Blacków że
była moja. Dokonując dalszych oględzin spostrzegłem że znajduję się w jakieś
nieużywanej sali Hogwartu i że moja różdżka leży na jedynym stołku który stał w
tej dziurze. Poruszyłem dłonią co natychmiast spotęgowało ból który odczuwałem
i poczułem się jakbym znów dostał Cruciatusem. Przymknąłem oczy oraz zacisnąłem
zęby starając się nie wrzeszczeć tym razem. Następna próba i kolejna oraz
wiele, wiele późniejszych nie przybliżyła mnie zbytnio ani do różdżki , ani do
ucieczki. Zaprzestając prób oszczędziłem sobie bólu oraz ilości wypływającej ze
mnie krwi przy każdym ruchu. Gdy zacząłem rozmyślać o moim bezsensownym życiu
wpadłem na genialny pomysł. Zacząłem rozmyślać o wszystkich samotnych chwilach
na Grimmauld Place 12, a następnie zacząłem przeobrażać się w zwierze. Na
szczęście przemieniłem się w kruka i uważając na każdy powodujący ból krok wygrzebałem
się z lin. Nie mogąc latać, powoli skierowałem się w stronę stołu. Przy meblu
przemieniłem się znów w mą ludzką postać, ale po chwili leżałem na ziemi
krzycząc przekleństwa na przerażający ból który płynął od nóg a ranił resztę
ciała. Po następnym okresie czasu udało mi podnieś do pozycji siedzącej i
drżącymi rękoma wziąłem swoja różdżkę oraz kawałek pergaminu który leżał pod magicznym
patykiem. Starając sobie przypomnieć jakiekolwiek zaklęcie uleczające
skierowałem koniec różdżki na najgroźniejszą ranę przy prawej ręce. Po kilku
minutach myślenia zorientowałem się że żadnego nie pamiętam i dając sobie z tym
spokój otworzyłem kartkę już zamokniętą od krwi.
Jeszcze raz cię z nią zobaczę to pożałujesz
Moje procesy
myślowe pracowały na najwyższych obrotach i tym razem skojarzyłem sobie sprawę
z Annabell Bein. Na myśl o braku spotkania z nią poczułem skurcz w sercu.
- Hmm…
dziwne- mruknąłem cicho i ponownie skupiłem się na wydostaniu z klasy.
Mając przed
oczami uśmiechniętą dziewczynę, niezważająca na okropny ból zacząłem czołgać
się do drzwi. Kiedy wreszcie tam dotarłem z pewnymi trudnościami otworzyłem
drzwi używając bombardy co narobiło wiele huku, ale nie przejmując się tym
powoli wyszedłem z klasy. Nie mając ani najmniejszej chęci ani siły usiadłem
przy najbliższej ścianie. Po woli całe moje ciało stawało się nie wiarygodnie
lekkie i już miałem odpłynąć gdy moją chwile błogości przerwał krzyk wybudzając
mnie z macek spokoju a wpychając w szpony bólu i cierpienia.
- Chris
obudź się- krzyczała jakaś dziewczyna lecz zbyt zmęczony nawet nie uchyliłem
oczu aby sprawdzić kto to.
- Pani
profesor szybko- wrzeszczał ktoś kolejny.
Spostrzegłem
że dziewczyna się oddaliła a przy mnie uklękła następna osoba
- Panie
Black proszę się nie zgrywać i obudzić- powiedziała sucho profesor McGonagall,
ale nie słysząc odzewu z mojej strony machnęła różdżką wypowiadając cicho
zaklęcie a ja znalazłem się na prowizorycznych noszach. Gdy unosiłem się już w
powietrzu łaskawy Morfeusz przybył ukoić mój ból, ostatnie co usłyszałem był
pisk i szloch jakieś dziewczyny, znany szloch.
Perspektywa
Syriusza
- Musimy
zacząć znów ćwiczyć tą animagię – mruknąłem do Jamesa, który właśnie szukał
czegoś w kufrze.
-Yhmm…-
mruknął w odpowiedzi nadal mnie nie słuchając.
Podniosłem
poduszkę i idealnie trafiłem w czubek jego głowy.
- Łapa do
cholery czego chcesz?- warknął wkurzony
- Żebyś mnie
posłuchał łosiu
- Niby ja
jestem łosiem kundlu
- I znowu
się zaczyna choć Peter- burknął Remus i razem z Glizdogonem wyszedł z
dormitorium.
- A jakie
znasz inne zwierze z rogami?
- Hmm… wiem
jeleń
- Na jelenia
jesteś zbyt głupi
- Mądrzejszy
od ciebie kundlu- warknął a ja już
miałem się odgryźć, ale do naszego pokoju wpadła Lilly Evans
- Jak
mogliście- krzyknęła i uderzyła mnie w twarz po czym wyszła trzaskając
drzwiami.
- Za co
dostałeś?- spytał mnie rogacz
- Żebym to
ja widział- mruknąłem .
W
pomieszczeni zapadła niezręczna cisza, ale na szczęście do dormitorium wszedł
Peter z górą jedzenia oraz wściekły Lunatyk.
- Co wy mu
zrobiliście?- wrzasnął i zmierzył nas tym swoim wzrokiem
- Ale komu?-
spytałem bo przecież jak polaliśmy Snapa wodą to był razem z nami
- Nie udawaj
głupiego Syriusz, Chris leży w szpitalu i niewiadomo kiedy i czy w ogóle się
obudzi
- Mojego
starszego braciszka ktoś pobił i nie wytrzymał emocjonalnie?- powiedziałem
opiekuńczym głosem po czym roześmiałem się głośno razem z Jamesem oraz Peterem.
- Jakby ktoś
go pobił to by tam nie leżał
- Więc co
takiego strasznego mu się stało?- mruknął okularnik prawie wybuchając śmiechem
- Najpierw
ktoś go ogłuszył a następnie pobawił się w rzucanie zaklęć z dziedziny czarnej magii
- To jak
mogłeś nas podejrzewać o coś takiego? Przecież my nie znamy choćby jednego
takiego zaklęcia- warknąłem i wyszedłem z pokoju trzaskając drzwiami jak
uprzednio ruda. Zły nie wiedziałem gdzie idę i nawet nie zwracałem na to uwagi,
w mojej głowie było tylko aby znaleźć się najdalej od Remusa. Nawet nie wiem
kiedy znalazłem się przed drzwiami skrzydła szpitalnego. Cicho wszedłem i
ruszyłem do łóżka zapłonionego parawanem. Przy moim bracie siedziała Evans,
Snape, Bein,Black, Storm, Word oraz rodzeństwo Clark. Christopher był
jaśniejszy od pościeli oraz bandaży założonych na każdą wystającą kończynę i
ledwo widocznie przemakających od krwi.
- Cholera-
mruknąłem, ale to wystarczyło aby wszyscy obecni przy chorym mnie zobaczyli.
Widziałem jak troska i bezradność w ich oczach zmienia się w furie patrząc na
mnie.
- Czego
chciałeś Black?- warknął szeptem Nathan Word, który był pałkarzem w drużynie
quiddicha.
- Pomyślmy…
zobaczyć co z moim bratem- powiedziałem również zdenerwowany, ale zaraz
zorientowałem się że może przyjść pani Pomfrey i rzuciłem na pomieszczenie wyciszające.
- Od kiedy
ty tak się nim interesujesz?- spytała Eleanora razem ze swym bratem Lucasem.
- Lepiej z tond zmykaj Black bo Rose cię
zabije- szepnął Snape przechodząc koło mnie i stając obok Lilly. Szybko
zerknąłem na Storm która zaczęła wyjmować różdżkę.
- Jeszcze
coś zrobisz waszemu prefekcjowi i już się nie obudzi- mruknąłem i uśmiechnąłem
się po huncwocku, a ślizgonka posłała mi złe spojrzenie. Patrząc na nią nie
widziałem zbliżających się Nathana oraz Lucasa, którzy złapali mnie za ramie i
mimo moich prób wyrwania się wyprowadzili mnie z skrzydła szpitalnego i
zamknęli drzwi.
- Jeśli tak
bardzo ci zależy na swoim Chrisie to przeprowadź małe śledztwo i dowiedz się
kto za tym stoi- mruknął krukon patrząc
na mnie podejrzliwie
- Niby jak
mam to zrobić co?- spytałem
- Podobno
Huncwoci potrafią wszystko?- przypomniał mi ślizgon i razem z Clarkiem wrócili
do pomieszczenia.
Zakląłem
znów cicho i ruszyłem do dormitorium, aby po prość resztę huncwotów o pomoc.
***
Czułem tępy
ból pulsujący od każdej choćby
najmniejszej cząstki mojego ciała. Westchnąłem i otworzyłem oczy. W miejscu w
którym się znalazłem było jednym słowem biało.
- Jestem w
pierdolonym niebie?- mruknąłem nadal patrząc w to samo miejsce.
- Chciałbyś-
powiedział znany mi głos więc nie zważając na ból podniosłem się do pozycji
siedzącej i zobaczyłem Lucka który przeglądał jakąś książkę i jadł czekoladę.
- Czyli
jesteśmy w piekle? Ty to do nieba na pewno byś nie trafił- szepnąłem ale i tak
mój towarzysz usłyszał.
- W piekle
podobno ciekawsze towarzystwo i patrz ja tu jestem- powiedział wesoło wskazując
na siebie.
- Dobra nie
zgrywaj takiego super człowieka bo jeszcze uwierzę że się zmieniłeś gdy ja tu
leżałem, a właściwie ile spałem?
- Tylko 3
tygodnie a już myśleliśmy że będziemy mieć spokój
- Dziewczyny
by wam się załamały gdyby takiego przystojniaka zabrakło-powiedziałem
uśmiechając się.
- I nie
tylko twój braciszek z Gryffindoru też by beczał, był tu
- Nie żartuj
naprawdę się załamał?- spytałem poważnie
- No i nawet
przysiągł zemstę na tym kto ci to zrobił, ale na razie nie wiemy kto to był
więc może nam powiesz?
- Sam
chciałbym wiedzieć i na pewno niedługo się dowiem- mruknąłem po czym dodałem-
kiedy jest wyjście do Hogsmeade?
- Wątpię aby
cie wypuścili, ale jest za tydzień
Czyli jeszcze dwa dni do pełni zanotowałem
sobie w głowie
- A radzę ci
uważać na dziewczyny bo jak zauważą że żyjesz to cię zabiją
- Za co?
- Podobno za
to iż się o ciebie martwiły, ale kto zrozumie kobiety?- powiedział unosząc oczy
do góry
- Hmm… Mam
Nathan dawał radę- krzyknąłem uradowany, ale później ze strachem spojrzałem na
drzwi od gabinetu pani Pomfrey, które na szczęście się nie otworzyły.
- Dawał
dobrze że użyłeś tego słowa w czasie przeszłym bo od czasu twojego wypadku
wszyscy zachowują się jakoś dziwnie?
- To znaczy?
- Lilly z
Rose się pogodziły a to jest już w samym sobie dziwne, Ann nie rozmawia ze
swoim starszym bratem a kiedyś nie można było ich od siebie oderwać, moja
siostra przestała jeść czekoladę co również jest nienormalne, Lupin ani razu
nie był w bibliotece, Regulus zaczął się uczyć eliksirów o co prosiłeś go przez
trzy lata, Snape też przestał czytać i jedynie co robi to gapi się na ogień w
pokoju wspólnym ślizgonów, no a Nathan przestał rozumieć kobiety jakby sobie
wszyscy jakąś karę za ciebie wybrali czy coś?
- A ty?
- Ja jem
zapasy, a raczej zjadłem zapasy czekolady mojej siostry.
- I się nie
podzieliłeś- szepnąłem udając złość
- Jak chcesz
to masz kawałek, ale reszta moja w końcu to mojej siostry- mruknął podając mi
kawałek czekoladowego nieba który niemal od razu znalazł się w moim żołądku.
- Tylko nic
nie mów pigule bo się wścieknie, a następnym razem przyniosę ci więcej czegoś
co można nazwać jedzeniem
- To ile ona
ma zamiar mnie tu trzymać?
-Najpewniej
długo, jeszcze wszystkie twoje rany się nie zagoiły a władować w ciebie więcej
eliksirów i zaklęć nie może
- I co ja
mam tu niby robić?
- Nudzić
się?
- Dzięki za
propozycje ale nie. Lucas wiesz jak ja cie bardzo lubię drogi przyjacielu?
- Czego
chcesz?
- Widzisz
jaki ty domyślny, przynieś mi jakieś ubrania powiedz Nathanowi że to pilne i ma
mi przynieś bo jak Pomfey mnie zanudzi na śmierć to będę go straszył do końca
jego ,marnego żywota jako duch.
- Dobra
jeszcze dzisiaj ci podrzuci a ja muszę lecieć na kolacje cześć
- Niemów
dziewczynom że się obudziłem
- Jasne-
mruknął i zniknął za drzwiami
Znów się
położyłem i zacząłem rozmyślać jak mam zaprosić pewną damę na przyjacielskie
wyjście do Hogsmeade, przyjacielskie tak sobie wmawiałem.
Leżałem
jeszcze kilka godzin, a gdy pielęgniarka wyszła zobaczyć w jakim jestem stanie
udałem że śpię by po chwili znów otworzyć oczy. Gdy było już ciemno za oknem
drzwi się uchyliły i do wnętrza wszedł Nathan
- Widzę że
Lucas nie kłamał i naprawdę się obudziłeś ty nasza śpiąca królewno.
- Nie gadaj dawaj
ubrania- mruknąłem patrząc na drzwi pielęgniarki
Gdy dostałem
w swoje dłonie moje ubrania szybko się w nie przebrałem nawet nie zwracając
uwagi na ból który dawał o sobie znać przy każdym ruchu i razem z moim nowym
towarzyszem skierowałem się do lochów.
- Rose śpi
czy została powiadomiona i czeka na to aby mnie ukatrupić?
- Śpi, do
jutra pożyjesz, a i masz od naszego drogiego krukona- powiedział spokojnie
podając mi czekoladę, która po chwili została zjedzona.
Przechodząc
przez obraz poczułem że wszystko wraca na swoje miejsce, kierując się dalej
stanąłem na środku pokoju wspólnego ślizgonów w którym nikogo nie było i z
radością wpatrywałem się zielone światło wpadające przez okno po którego
drugiej stronie była woda, z pewnością mi tego brakowało.
- Już się
napatrzyłeś? To teraz spać- powiedział pałkarz i udał się do swojego
dormitorium. Jeszcze raz spojrzałem na szaro-zielone ściany i również
skierowałem się do dormitorium gdzie od razu usnąłem nie zwracając najmniejszej
uwagi czy Sev śpi czy nie.
Dlaczego nie zostałam poinformowana o NN ? :(
OdpowiedzUsuńNie miałam jak patrzeć i dopiero dzisiaj zobaczyłam . Dziękuję za dedykację :* Rozdział bardzo mi się podoba jak od samego początku całe opowiadanie. Ciekawi mnie, kto ma żal do Chrisa za Annabell. Niech zdycha w piekle !!!
Czekam na kolejny rozdział i zapraszam do mnie na love-is-not-a-color.blogspot.com na rozdział 18. Po takim czasie ...
Pozdrawiam, Agathee97